Jak już słyszeliśmy, na Ratuszu chwilowo słynnych koziołków dostrzec nie można.
Z uzyskanych informacji dowiadujemy się, że wybrały się one w krótką podróż po powiecie poznańskim. A tak już poważnie, to najprawdopodobniej do 29 czerwca potrwa ich naprawa. Z informacji udostępnionych przez Ratusz – Muzeum Poznania wiemy, że najbardziej rozpoznawalny symbol Poznania aktualnie znajduje się w warsztacie w Puszczykowie, gdzie naprawiane są luzy na osiach oraz wymieniane łożyska.
Poznańskie koziołki trafiły na ratuszową wieżę w 1551 r. wraz z zegarem. Wydarzenie to poprzedził pożar, jaki wybuchł w Poznaniu 1536 r., niszcząc domy, kościoły oraz ratusz. Na przebudowę ratusza kontrakt z miastem podpisał Jan Baptistą Quadro, a na wykonanie zegara wieżowego mistrz Bartłomiej Wolff z Gubina. Zegar zaopatrzony był w cztery tarcze z zaznaczonymi kwadransami, cyfry wykonane z miedzi oraz „urządzenie błazeńskie”, czyli dwa trykające się koziołki. Zegar wyznaczał czas bez zarzutu, kiedy to w 1675 r., jego działanie przerwał kolejny pożar. Ponownie informacja o koziołkach pojawia się dopiero na początku XX w., kiedy ratusz wraz z „urządzeniem błazeńskim” został gruntownie wyremontowany. W 1913 roku koziołki ponownie zaczęły trykać się o pełnej godzinie, wyznaczając rytm dnia mieszkańców Poznania. Niestety w 1945 roku wieża ratusza uległa zniszczeniu, a wraz z nią zegar z koziołkami. Na swoje miejsce koziołki wróciły w 1954 r. Natomiast w 1993 r. poznański przedsiębiorca Marian Marcinkowski ufundował miastu nowe koziołki, a dawne „urządzenie błazeńskie” trafiło do zbiorów Ratusza – Muzeum Poznania.
Koziołki pojawiają się w przestrzeni miasta nie tylko na wieży ratusza. Od 2002 roku na Placu Kolegiackim znajduje się rzeźba przedstawiająca dwa trykające się koziołki. Pomysłodawcą pomnika jest Juliusz Kubel, polski publicysta, reżyser, scenarzysta, samorządowiec, poznański pisarz regionalny i popularyzator gwary poznańskiej. Natomiast autorem, rzeźbiarz i odlewnik, Robert Sobociński, syn Jerzego Sobocińskiego.
W książce Szlakiem wielkopolskich legend Aleksandra Warczyńska przypomina legendę o poznańskich koziołkach:
Legenda o poznańskich koziołkach
Kiedy po wielkim pożarze miasta udało się odbudować ratusz, na wieży którego zamontowano zegar, postanowiono to wydarzenie uczcić w szczególny sposób. Zaproszono wielu gości, wśród których miał się pojawić sam wojewoda z małżonką. Z wielu dań przygotowanych na tę okazję najważniejsza była pieczeń z udźca jelenia. Należało ją długo piec na ruszcie, a do tego odpowiedzialnego zadania wyznaczono małego kuchcika, Pietrka. Pietrek jednak nie mógł wysiedzieć przy pieczeni, wiedząc, że na rynku jest tyle atrakcji. W końcu nie wytrzymał i postanowił tylko na momencik opuścić kuchnię, aby zobaczyć te wszystkie dziwy, o których wszyscy mu opowiadali. Nie trudno zgadnąć, że jego nieobecność przeciągnęła się ponad miarę, a jeleń spalił się na węgiel. Chcąc ratować własną skórę pobiegł Pietrek na pobliskie łąki, gdzie upatrzył sobie dwa pasące się koziołki. Porwał je i zaprowadził do ratuszowej kuchni, gdzie zamierzał przerobić je na kolejną pieczeń. Czując zbliżające się niebezpieczeństwo koziołki, wykorzystały chwilę nieuwagi i uciekły schodami na górę, wprost na ratuszową wieżę. Tam wystraszone zaczęły się trykać rogami ku uciesze zgromadzonej gawiedzi. To niespodziewane przedstawienie tak rozbawiło gości, przybyłych na uroczyste odsłonięcie nowego zegara, że darowano chłopcu jego winę, koziołkom darowano życie, a na pamiątkę tego zdarzenia zamówiono u mistrza Bartłomieja z Gubina mechanizm poruszający trykające się koziołki. Widowisku z koziołkami towarzyszy hejnał grany każdego dnia z ratuszowej wieży na cztery strony świata.